CO TO JEST JAZZ TRADYCYJNY?

Historia Muzyki dla nastolatków



Jazz tradycyjny


Etymologia słowa jazz nie jest do końca znana. W amerykańskim slangu używano go w celu określenia czegoś szybkiego, intensywnego i energicznego, zazwyczaj w odniesieniu do sportu. W kontekście muzyki po raz pierwszy użyto go w 1915 roku w Chicago, kiedy to w mieście pojawił się nowoorleański puzonista Tom Brown, którego przyjazd spotkał się z protestem związku zawodowego lokalnych muzyków. 

 

 

Aby oczernić jego wizerunek, zaczęli oni rozpowszechniać informację, jakoby Brown i jego ludzie wykonywali muzykę jazzową, co w tym kontekście miało mieć znaczenie pejoratywne i przywoływać na myśl skojarzenia z prostytucją. Wynik był jednak odwrotny od zamierzonego, bo dzięki ich działaniu, zainteresowanie egzotyczną muzyką Nowego Orleanu jeszcze bardziej wzrosło. Brown nie tylko nie oskarżył swoich konkurentów o zniesławienie, ale zaakceptował nadany mu epitet i włączył go do nazwy swojej grupy. Od tego czasu jego zespół reklamował się pod nazwą Brown’s Dixieland Jass Band, która cieszyła się wówczas bardzo dużym powodzeniem. Z czasem, idąc za jego przykładem, coraz więcej zespołów zaczęło aneksować magiczne słowo jass do swojej oficjalnej nazwy w celach czysto marketingowych, mimo, że dużo z nich nie miało niczego wspólnego ze stylem nowoorleańskim. 

Pomimo, że ostateczna nazwa tego gatunku została spopularyzowana dopiero w połowie lat dziesiątych, to tak naprawdę, muzyka, którą dzisiaj nazywamy jazzem tradycyjnym skrystalizowała się jeszcze zanim to pojęcie weszło na stałe do kanonu. Wszystko ma swoje korzenie jeszcze w XIX wieku i rozpoczęło się w Nowym Orleanie.  

Już w tamtym czasie miasto to miało za sobą burzliwą historię. Zostało ulokowane w 1718 roku przez francuskich kolonizatorów w bagnistej delcie rzeki Missisipi w stanie Luizjana. Celem jego założenia było utworzenie nowego szlaku handlowego. Po 1945 latach zostało przejęte przez hiszpanów, a po kolejnych 37, z powrotem przyłączone do Francji przez Napoleona, który w sumie od razu sprzedał je Amerykanom. Nowy Orlean ma opinię najbardziej zdeprawowanego i zdemoralizowanego miasta Stanów Zjednoczonych o najwyższym współczynniku przestępczości. 

Od samego początku nie było to miejsce dogodne do życia. Mieszkańców co jakiś czas nękały różnego rodzaju klęski żywiołowe, takie jak huragany, powodzie, plagi moskitów czy epidemie febry. Z czasem stało się ono kolonią karną, zamieszkiwaną głównie przez przedstawicieli marginesu społecznego, w tym przeróżnych kryminalistów, migrantów, szulerów, nierządnic, defraudantów i niewypłacalnych dłużników. Miasto to słynęło również z największych wyprzedaży czarnych niewolników. Bardzo ważnym elementem dla rozwoju jazzu było to, że władze miasta zezwoliły czarnoskórym na kultywowanie swoich rodzimych tradycji afrykańskich, co na tle innych większych metropolii w Stanach Zjednoczonych było dość niespotykane. 

 

 

Nowy Orlean był więc jak na swoje czasy bardzo zróżnicowany etnicznie i otwarty kulturowo. Muzykę słychać było wszędzie. Na ulicy, w parkach, na piknikach, w kawiarniach, w pubach, nawet na cmentarzach. Śpiewano angielskie hymny, grano francuskie melodie,  tańczono hiszpańskie tańce, wykonywano amerykańską muzykę marszową. Wszystko to łączyło się z kulturą afroamerykańską, która dzięki temu, że została zaakceptowana przez białą klasę średnią, zaczęła powoli ewoluować z dzikiej i egzotycznej muzyki ludowej w swego rodzaju social dancing i kulturę popularną, o coraz bardziej znamiennych aspiracjach artystycznych. 

Początki jazzu niestety nie są zbytnio wyrafinowane. Pierwsze lokale, w których wykonywano tę muzykę, mieściły się w tak zwanej Storyville, inaczej nazywanej dzielnicą czerwonych świateł. Została ona utworzona przez radę miasta w celu uregulowania problemu prostytucji. W swojej szczytowej fazie liczyła około 200 lokali, w których muzycy łatwo mogli znaleźć zatrudnienie.

 

 

Obok dzielnicy Storyville, rozciągała się jej afroamerykańska odpowiedniczka Black Storyville, zamieszkana w całości przez czarnych Amerykanów. Ta część miasta była z kolei nazywana polem bitwy. Poziom przestępczości był w niej tak wysoki, że służba miejska czasami nie potrafiła zorganizować miejsca na zbyt dużą ilość ciał zamordowanych w krwawych bójkach pomiędzy lokalnymi gangsterami i przechowywała je w peryferyjnych salach tanecznych, których bynajmniej tam nie brakowało. 


W swojej początkowej fazie jazz w naturalny sposób odzwierciedlał klimat tego dziwacznego miejsca, ponieważ wraz z samą muzyką zaczęła się rozwijać pewna subkultura. Jej członkowie to zazwyczaj ludzie pochodzący z nizin społecznych, wychowywani w patologicznych warunkach i poturbowani przez los. Większość z nich to afroamerykanie, wiecznie borykający się z problemem segregacji rasowej i walczący o swoją pozycję w społeczeństwie. Często nie mieli oni żadnego dostępu do muzycznej edukacji i nie znali nut, przez co wszystkiego musieli uczyć się ze słuchu. Wielu z nich traktowało swoją muzykę jako wyraz buntu przeciwko establishmentowi. Ich styl życia był raczej rozwiązły. Nie przez przypadek jazz najlepiej rozwijał się w miejscach, gdzie akurat nie respektowano przepisów prohibicji. W Storyville nigdy nie było czegoś takiego jak społeczne konwenanse, a picie alkoholu czy branie narkotyków nikogo nie dziwiło. 

Pierwotnie jazz był określany mianem hot music, głównie ze względu na to, że charakteryzował się bardzo ekspresywnym i stosunkowo głośnym stylem gry. W odniesieniu do białych zespołów wykonujących jazz, używano również określenia dixieland music, przy czym samo słowo dixieland to używany wówczas potoczny termin odnoszący się do południowych Stanów. Jest to muzyka głównie instrumentalna. 

W pierwszych składach jazzowych, które wyłoniły się z redukcji marszowych orkiestr dętych, występowały takie instrumenty jak kornet, klarnet, puzon oraz bębny, opcjonalnie również pianino, banjo albo tuba. Kornet, klarnet i puzon pełniły funkcję wiodącą i działały na zasadach swobodnego, na wpół improwizowanego kontrapunktu. Nie była to muzyka specjalnie wyrafinowana pod względem formalnym, ponieważ to nie forma, a sposób wykonawstwa miał tutaj znaczenie. Jazz wyróżniał się przede wszystkim tym, że opierał się na improwizacji, która obecnie jest uważana za jego najistotniejszy element. W jazzie organizacja myśli muzycznej odbywa się w dosyć specyficzny sposób, ponieważ większość materiału zostaje wytworzona w czasie rzeczywistym. Udało mu się wykształcić coś na miarę własnego języka muzycznego, oferującego nieskończoną ilość możliwości interpretacyjnych. Standardy jazzowe z założenia nie posiadają żadnego ideału wykonawczego, dzięki czemu każda z kompozycji ma wiele różnych wersji. Dzięki improwizacji oraz ściśle powiązanym z nią sposobem frazowania, jazz jest o wiele bardziej spontaniczny i nieprzewidywalny od innych gatunków muzyki popularnej, a co za tym idzie - ciekawszy z punktu widzenia artystycznego. Forma pierwszych utworów jazzowych początkowo opierała się na bazie bluesa, marsza bądź ragtime’u. 

Pierwszy etap rozwoju jazzu, czy też tak zwany okres formatywny, zakończył się w 1917 roku, kiedy rada miasta podjęła decyzję o całkowitym zlikwidowaniu dzielnicy Storyville, co wielu tamtejszych muzyków zmusiło do wyjechania z miasta. Z tego też roku pochodzą pierwsze nagrania. 

Granie w domach uciech nie było jednak jedyną formą działalności artystycznej jakiej pierwsi jazzmani się podejmowali, bo nowoorleańscy przedsiębiorcy często wynajmowali ich, aby Ci, w ramach kampanii reklamowej danej firmy, wychodzili na ulicę i promowali ich produkty. Oczywiście wszystko to z pomocą swoich głośnych instrumentów. Sponsorowane w ten sposób zespoły poruszały się po mieście na odsłoniętych, ruchomych platformach oklejonych dookoła spotami reklamowymi i co jakiś czas przerywały koncert aby ogłosić przechodniom to co mieli im do powiedzenia. Podczas kampanii wyborczych, sponsorami bywali również kandydaci do lokalnych władz samorządowych, a w czasach zawodów, obiektem promocji mogła być też jakaś wybrana drużyna sportowa. Na jednej takiej platformie mógł się pomieścić nawet cały sześcioosobowy zespół.

Z biegiem czasu praktyka organizowania sponsorowanych koncertów ulicznych tak bardzo się rozpowszechniła w Nowym Orleanie, że zdarzało się, że na jednej ulicy spotykały się dwa zespoły naraz. Problem pojawiał się wtedy, kiedy zespoły te reklamowały produkty konkurencyjnych firm, reprezentowały rywalizujące kluby, albo co gorsza, innych kandydatów politycznych.

W takich sytuacjach zawiązywały się tak zwane carving contests, czyli muzyczne bitwy uliczne pomiędzy przedstawicielami jednej a drugiej formacji reklamowej. Wygrywał ten, kto zagłuszył swojego przeciwnika i dłużej utrzymał się na polu walki.

Stawką w takich bitwach był chwalebny tytuł king, na który zasłużyli sobie pierwsi prekursorzy jazzu. Ich imiona to Buddy Bolden, Freddie Keppard i Joe Olivier. Najstarszym z nich był legendarny kornecista Buddy “king” Bolden

 

 

Legendarny dlatego, że doczekał się ery płyty gramofonowej i wszystko co o jego muzyce wiadomo pochodzi tylko z opowieści. Był baptystą, urodził się kilka lat po wojnie secesyjnej i należał do pierwszego pokolenia czarnych po emancypacji. Przeszedł do historii jako “najgłośniejszy trębacz jazzu”. Jego brzmienie porównywano do trąby Archanioła Gabriela. Był idolem, którego później naśladowały kolejne pokolenia. W mieście zasłynął nie tylko jako muzyk, ale również jako nie znający zmęczenia superkochaś potrafiący wypić niezmierzoną ilość whisky. Na co dzień pracował jako fryzjer. Jego kariera zaczęła się sypać, kiedy pewnego dnia jeden z klientów zażartował sobie z jego miłosnych doświadczeń, w wyniku czego Bolden pociął go nożem po twarzy. Ten i parę innych incydentów zakończyło się pobytem w szpitalu psychiatrycznym. 

 


Boldena zdetronizowali później Freddie “king” Keppard, a następnie Joe “king” Oliver, również korneciści. Byli to muzycy pochodzenia kreolskiego, czyli potomkowie zarówno osiemnastowiecznych osadników europejskich, jak i czarnoskórych, którzy teoretycznie po wojnie secesyjnej uzyskali podmiotowość prawną. Muzyka kreoli była więc nieco bardziej zeuropeizowana i czerpała inspiracje z Ragtime’u. Ze względu na swoją nieco lepszą pozycję społeczną, kreole często odseparowywali się od czarnoskórych jazzmanów, którymi zwykle pogardzali. Aby zaznaczyć swoją odrębność kulturową używali oni określeń rasowych w nazwach swoich zespołów, czego przykładami są Orignal Creole Orchestra prowadzony przez Feddiego Kepparda, czy Original Creole Jazz Band, należący do Joe Olivera.  

 

 

Kolejnym istotnym prekursorem jazzu był kreolski pianista Ferdinand Jelly Roll Morton, pionier jazzowego zapisu akordowego i jeden z pierwszych aranżerów. 

 

 

Morton był prawdziwym człowiekiem renesansu. Jego kariera muzyka również ma swoje korzenie w Storyville, ale dorabiał tam nie tylko jako pianista. Równie dobrze spełniał się jako wokalista, aktor, kompozytor, autor tekstów, krawiec, szuler, a na dodatek alfons. Był człowiekiem kontrowersyjnym. Ci którzy go znali opisują go jako snoba, egotystę, dandysa i krętacza. On się jednak tym za bardzo nie przejmował. Prowadził beztroskie życie lokalnego celebryty, dużo pił i zarabiał sporo pieniędzy, które od razu wydawał. Chodził z diamentem wprawionym w przednim zębie. Morton osobiście sądził, że to on wynalazł jazz. Jako jeden z niewielu dobrze znał harmonię i umiał czytać nuty przez co wywyższał się nad innymi jazzmanami pochodzenia afroamerykańskiego, których wiedza teoretyczna o muzyce była dość niewielka. W późniejszych latach występował jako lider septetu o nazwie Red Hot Peppers

 

 

Nawet wśród kreoli byli jednak i tacy, którzy zdawali sobie sprawę z wielkiego potencjału muzyki afroamerykańskiej i nie wstydzili się otwarcie z niej korzystać. Przykładem takiej postawy był klarnecista o francuskim nazwisku Sidney Bechet, który mimo swoich kreolskich korzeni, zawsze fascynował się kulturą afroamerykańską i często zapuszczał się nawet do tej najmroczniejszej części Storyville. 

 

 

 

Był on pionierem sposobu improwizacji, która wybiegała poza motywy zawarte w temacie, tak zwanej nietematycznej, co jak na tamte czasy było bardzo dużym krokiem ku przyszłości. Jako jeden z pierwszych korzystał z techniki multirecordingu. Po swoich podróżach po Anglii, zdecydował się zamienić klarnet na saksofon sopranowy i rozpowszechnił wykorzystywanie tego instrumentu w jazzie.  

 

 

Z białych wykonawców najbardziej znane są zespoły New Orleans Rhytm Kings oraz Original Dixieland Jass Band, inni popularni wówczas muzycy, po których zachowały się nagrania, to puzonista Edward “Kid” Ory, klarnecista Jimmy Noone, pianista Clarence Williams, czy perkusista Jack “Papa” Laine

Opierając się na dostępnych źródłach, można odnieść wrażenie, że czarnoskórzy jazzmani nie stanowią tutaj większości. W rzeczywistości wkład kultury afroamerykańskiej w rozwój muzyki jazzowej jest dominujący, a wyżej wymienieni przedstawiciele wykonywali tak naprawdę muzykę mimetyczną. Mała ilość historycznych przykładów znanych i respektowanych muzyków afroamerykańskich wynika tutaj z faktu, że byli oni po prostu mniej sponsorowani. Powoli zaczęło się to zmieniać od czasów Louisa Armstronga

 

*

Armstrong przyszedł na świat w 1901 w Black Storyville, dzielnicy, w której, jak już było wspomniane, wiele rzeczy działo się na pograniczu prawa. 


Pochodził z biednej afroamerykańskiej rodziny. Wychowywany był bez ojca, przez swoją matkę i babkę. W jego rodzinie nie było żadnych muzyków. Pewnego dnia trafił do zakładu poprawczego dla dzieci bez opieki, po tym jak, za namową swych kolegów, wystrzeliwał w powietrze pociski z rewolweru jednego ze swoich ojczymów w sylwestrowy wieczór. Paradoksalnie, poprawczak to jedna z najlepszych rzeczy jaka mu się przytrafiła, bo to właśnie tam nastąpił jego pierwszy kontakt z muzyką. W sierocińcu funkcjonował zespół uliczny o nazwie Colored Waifs Band, którego Armstrong został później liderem. Opiekunowie poprawczaka oprócz wychowywania młodzieży, dbali również o ich muzyczną edukację. Louisowi trafił się akurat kornet, który dopiero później został zastąpiony przez trąbkę. Po półrocznym pobycie w Colored Waifs Home było mu tak dobrze, że w ogóle nie chciał nawet wracać do rodziny. W latach młodzieńczych utrzymywał się z rozwożenia węgla i grania z lokalnymi zespołami na okazjonalnych imprezach, piknikach, czy rejsach statków rzecznych. Był również jednym z uczestników emocjonujących “carving contest”, lecz tytułu “kinga” się niestety nigdy nie doczekał. A powinien, bo po stu latach historii dalej jest rozpoznawalny. Podczas jednej ze swoich bitew, Armstrong odniósł porażkę w starciu z “kingiem” Olivierem, który później, w roku 1924, zaprosił go do swojego Creole Jazz Band, na stanowisko drugiego kornecisty. 

Tak rozpoczęła się prawdziwa kariera Armstronga. Z zespołem Oliviera po raz pierwszy pojechał on wtedy do Chicago, gdzie za jego sprawą wykształcił się tak zwany jazz chicagowski, który w latach dwudziestych całkowicie zdominował scenę muzyki popularnej. Jazz chicagowski to nieco bardziej dystyngowana i zuniwersalizowana kontynuacja jazzu nowoorleańskiego. Przede wszystkim jest on nieco bardziej przystępny od swojego poprzednika. Nowoorleańska marszowość ustąpiła tutaj miejsca taneczności, co bardzo mocno wpłynęło na jego popularyzację. Zamiast kontrapunktycznej improwizacji kolektywnej, Chicago preferowało raczej solistyczną homofonię z akompaniującą sekcją. Występują szybsze tempa, forma standardów zostaje wzbogacona o nowe rozwiązania harmoniczne, zmiany tonacji, czy też okazjonalne breaki. W repertuarze można znaleźć nie tylko bluesy i ragtime’y, ale również interpretacje piosenek popularnych. Obsada zostaje poszerzona o saksofony, gitary oraz kontrabasy. 
Do najważniejszych projektów Armstronga z tego okresu należą zespoły Hot Five oraz Hot Seven

 

 

Louis był nie tylko uznanym kornecistą i trębaczem ale również wokalistą i pionierem techniki scatu. Często występował razem z wokalistką Bessie Smith, a następnie, z Ellą Fitzgerald. Zmarł w roku 71. Do dzisiaj pozostaje jednym z najbardziej wpływowych oraz szanowanych muzyków XX wieku. 


*

Do innych przedstawicieli jazzu chicagowskiego należeli: z klarnecistów Charles Russell, z pianistów Earl Hines, z gitarzystów Eddie Condon, z perkusistów Ben Pollack, z puzonistów Weldon Jack Teagarden, a z kornecistów Bix Beiderbecke oraz Muggsy Spanier

Obecnie jazz ma już za sobą bardzo długą drogę, pełną różnego rodzaju przewrotów, zboczeń, powrotów, wzlotów i upadków. Zaskakującym jest to, jak bardzo, na przestrzeni wieku, zmieniła się jego pozycja. Początkowo uchodził za muzykę domów uciechy. Dzisiaj jest traktowany jak muzyka elitarna, niemalże na równi z muzyką poważną. Mimo, że jego koniec był już wielokrotnie przepowiadany, to on, nie bacząc na wszelkie utrudnienia, dalej się rozwija i uparcie trzyma się przy życiu. Dzisiaj już bardzo ciężko jest odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę go charakteryzuje, bo coraz to kolejne pokolenia całkowicie zmieniały jego definicję i ideologię. To czy jakąś muzykę można nazwać jazzem, nie zależy ani od obsady, ani od formy, ani od harmonii, a nawet nie od rytmu. Tak naprawdę, jazz jest nie tyle gatunkiem muzyki, co szeroko pojętym kodem kulturowym, który może być wykorzystany w dowolnych stylistykach. Esencją jazzu jest jego ekstatyczność, wynikająca ze spontanicznej i niezaplanowanej improwizacji. 

 

 


 

 

Do najważniejszych projektów Armstronga z tego okresu należą zespoły Hot Five oraz Hot Seven. Louis był nie tylko uznanym kornecistą i trębaczem ale również woka-listą i pionierem techniki scatu. Często występował razem z wokalistką Bessie Smith, a następnie, z Ellą Fitzgerald. Zmarł w roku 71. Do dzisiaj pozostaje jednym z najbardziej wpływowych oraz szanowanych muzyków XX wieku. *Do innych przedstawicieli jazzu chicagowskiego należeli: z klarnecistów Charles Russell, z pianistów Earl Hines, z gitarzystów Eddie Condon, z perkusistów Ben Pollack, z puzonistów Weldon Jack Teagarden, a z korne-cistów Bix Beiderbecke oraz Muggsy Spanier. Obecnie jazz ma już za sobą bardzo długą drogę, pełną różnego rodzaju przewrotów, zboczeń, powrotów, wzlotów i upadków. Zaskakującym jest to, jak bardzo, na przestrzeni wieku, zmieniła się jego pozycja. Początkowo uchodził za muzykę domów uciechy. Dzisiaj jest traktowany jak muzyka elitarna, niemalże na równi z muzyką poważną. Mimo, że jego koniec był już wielokrotnie przepowiadany, to on, nie bacząc na wszelkie utrudnienia, dalej się rozwija i uparcie trzyma się przy życiu. Dzisiaj już bardzo ciężko jest odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę go charakteryzuje, bo coraz to kolejne pokolenia całkowicie zmieniały jego definicję i ideologię. To czy jakąś muzykę można nazwać jazzem, nie zależy ani od obsady, ani od formy, ani od harmonii, a nawet nie od rytmu. Tak naprawdę, jazz jest nie tyle gatunkiem muzyki, co szeroko pojętym kodem kulturowym, który może być wykorzystany w dowolnych stylistykach. Esencją jazzu jest jego ekstatyczność, wynikająca ze spon-tanicznej i niezaplanowanej improwizacji. *