CO TO JEST BEBOP?

Historia Muzyki dla nastolatków



Bebop

 

Mamy lata 40 XX wieku, okres wojny, społecznych niepokojów i niestabilnej koniunktury gospodarczej. Muzyce popularnej nie wiedzie się zbyt dobrze. W 1942 Amerykańska Federacja Muzyków organizuje strajk przeciwko największym wytwórniom płytowym z powodu nieporozumień co do wysokości tantiem. Bojkot trwa aż do roku 1944, na wskutek czego przez dwa lata nie wydawano w tych wytwórniach praktycznie żadnych nowych płyt. Wielkie imperium swingu zaczyna powoli chylić się ku upadkowi. Duże kilkunastoosobowe bigbandy, które były drogie w utrzymaniu, ustępują miejsca małym zespołom kameralnym. Muzyka wyprowadza się z pokaźnych salonów tanecznych, aby udać się do o wiele skromniejszych ale bardziej nastrojowych klubów.

Jednym z takich klubów był nowojorski Minton’s Playhouse. W 1940 roku jego właścicielem został Teddy Hill, były lider bigbandu swingowego, który w ramach rekonwalescencji po wyczerpującej karierze za granicą, osiadł w Nowym Jorku w celu stworzenia czegoś wyjątkowego. Jego klub odróżniał się od innych. 

 

 

Przede wszystkim, nie była to inwestycja ukierunkowana na zysk. Chodziło mu raczej o stworzenie miejsca, w którym muzycy mogli całkowicie uwolnić się od wszelkich ograniczeń jakie narzucała im publika. Takiego miejsca, w którym mogli się spełniać artystycznie. W tym celu Hill zaczął organizować u siebie tak zwane jam sessions, czyli całonocne muzyczne wydarzenia z otwartą sceną, na których nie grano ściśle zaaranżowanych utworów, tylko swobodne improwizacje w oparciu o wybrane standardy. Podczas wieczorów pomiędzy muzykami dochodziło do swoistej rywalizacji w zakresie muzycznej kunsztowności, co bardzo wpłynęło na ostateczną formę nowo kształtującego się gatunku. Największy ruch był w poniedziałki, kiedy większość muzyków w mieście miała wolne.

I tak, pewnego szczęśliwego dnia, w Minton’s Playhouse spotkało się ze sobą kilku przypadkowych muzyków, którzy po ciężkich godzinach codziennej, nużącej pracy, wybrali się tam, aby... sobie pograć. Tak po prostu. Bez żadnych szczególnych zobowiązań i organizacji. Ci wspomniani przypadkowi muzycy to: Dizzy Gillespie, Kenny Clarke, Charlie Parker i Thelonious Monk, uważani dzisiaj za największych prekursorów bebopu.

Oficjalnie, data rozpoczęcia ery bebopu to 1945 rok, ale to tylko umowna klasyfikacja, bo Minton’s Playhouse działał od samego początku lat 40. Tak naprawdę antycypacji tego gatunku można szukać nawet w latach 30 XX wieku. Na twórczość boperów ogromny wpływ wywarli: gitarzysta Charlie Christian z zespołu Bennego Goodmana, saksofonista tenorowy Lester Young od Counta Baisego oraz Art Tatum – swingowy pianista, znany ze swoich umiejętności solistycznych. Parker powiedział nawet kiedyś, że chciałby grać dokładnie tak, jak prawa ręka Tatuma.

Samo słowo bebop to onomatopeja. Są to sylaby zaczerpnięte z techniki scatu, które mają imitować rzeczywiste brzmienie swingujących instrumentów. Najlepiej wyjaśnił to w wywiadzie Dizzy Gillespie.


Wywiad z Dizzy Gillespie:

 

 

Bebop to dosyć specyficzny gatunek. Uchodzi on za pierwszą odmianę jazzu nowoczesnego. No tylko, trzeba najpierw sobie postawić pytanie, na czym polega bycie nowoczesnym. W tym przypadku na pewno można powiedzieć, że jest to muzyka przełomowa i w pełni artystyczna, często określana jako muzyka przeznaczona dla muzyków, co oznacza, że większość naszej populacji nie jest w stanie ani jej zrozumieć, ani jej docenić, nie mówiąc już o czerpaniu z niej rozrywki. Co prawda, bebop opłacił swoją nowoczesność wyjściem z mainstreamu popkultury, ale to wcale nie oznacza, że nie był popularny.

Przechodząc do charakterystyki, bebop jest gatunkiem o wiele bardziej wymagającym od swojego poprzednika. Dla niewprawionych uszu może się wydawać zbyt skomplikowany, agresywny, ostry, szorstki czy nawet nerwowy, ale tak naprawdę wszystko co się dzieje na nagraniach można uzasadnić na podstawie ścisłej analizy harmonicznej. Na pewno jest on bardzo spontaniczny i nieprzewidywalny, co wynika z tego, że 90 procent całości stanowi tutaj czysta improwizacja, a aranżacje w zasadzie przestają mieć znaczenie.

Dużo rewolucji odbyło się na gruncie melodycznym oraz harmonicznym. Organizacja myśli muzycznej odbywa się na zasadach większej ewolucyjności, wyłamując się tym samym ze schematycznej ośmiotaktowej okresowości. Dzięki temu frazy sprawiają wrażenie bardziej skomplikowanych i nieregularnych, są również stosunkowo dłuższe. Pojawiają się akordy kwartowe, przebiegi chromatyczne i skale alterowane. Występują coraz bardziej kompleksowe progresje akordowe, a powszechne stosowanie dominant wtrąconych powoduje większe zagęszczenie harmoniczne. Tempa potrafią sięgać aż do 300 uderzeń na minutę, w efekcie czego w niektórych utworach akordy zmieniają się nawet kilka razy na sekundę. 

Inicjatorem tego nowego stylu był nie kto inny jak słynny saksofonista Charlie Parker Junior, przez wielu uważany za najwybitniejszego w dziejach. Parker miał takie szczęście, że urodził się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Przyszedł na świat w roku 1920 w Kansas City, a więc w samym centrum jazzowej subkultury. Pochodził z nizin społe-cznych. Kontakt z muzyką miał od najmłodszych lat. Bardzo wcześnie poznał smak nocnego życia, swingu, alkoholu oraz narkotyków, które później go zabiły. 

 

 

Uczęszczał do lokalnej szkoły muzycznej, z której został wyrzucony za brak postępów w nauce. Od tamtej pory Charlie bardzo mocno stronił od jakiejkolwiek pomocy pedagogicznej i postanowił, że sam obejmie własną drogę gry na instrumencie. Był jedną z niewielu osób, którym wyszło to na dobre.

 

 

Na początku błądził po omacku, co często kończyło się przykrym upokorzeniem, ale z czasem doświadczenie sceniczne i godziny mozolnej, niemalże katorżniczej pracy, jakie poświęcił na ćwiczenie, uczyniły go pełnym profesjonalistą. Rzeczywistą karierę rozpoczął w bigbandach Bustera Smitha oraz Earla Hinesa, gdzie nawiązał kontakt z Gillespiem. Później, rozpoczął karierę solową. Skomponował multum sztandarowych standardów jazzowych obecnych w kanonie do dziś. Ugruntował również formę bluesa jazzowego. 

 

 

Parker prowadził rockandrollowy tryb życia jeszcze zanim to było modne. Jednym z jego największych życiowych ekscesów było podpalenie własnego pokoju hotelowego po nieudanej sesji nagraniowej. Przestraszony Charlie wypadł wtedy z dymiącego się pokoju nago i w panice zaczął biegać po hotelowych korytarzach. Skończyło się to niemałym skandalem oraz dziesięciodniowym pobytem w więzieniu. Później nasz bohater został przeniesiony do szpitala psychiatrycznego, gdzie uzyskał pseudonim “bird”. Nie Zmienia to jednak faktu, że jego zasługi dla jazzu są porównywalne do tych, jakie muzyka klasyczna zawdzięcza Schonbergowi. Parker stworzył całkowicie nowy język jazzu, nie raz przekraczając przy tym granicę przyzwoitości i łamiąc tradycyjne zasady muzycznej improwizacji, wprowadzając własne. Zmarł w wieku 35 lat z powodu wycieńczenia narkotycznego oraz alkoholowego, ale przynajmniej nie miał nudnego życia.

Równie istotną rolę w kształtowaniu się bebopu odegrał wspomniany już trzykrotnie John Birks Gillespie, bardziej rozpoznawalny pod pseudonimem Dizzy, który zawdzięcza swojemu ekscentrycznemu zachowaniu. Dizzy był trębaczem. 

 

 

Uchodzi za jednego z najbardziej wpływowych użytkowników tego instrumentu obok Armstronga i Davisa. Podobnie jak Parker, nie posiadał klasycznego wykształcenia, co nie tylko było słychać, ale również widać. 
Zwłaszcza po jego nienaturalnie rozciągniętych policzkach, które przy każdym zadęciu nadmuchiwały się niczym balon. Z punktu widzenia klasycznej techniki gry na trąbce coś takiego nie miało prawa się obronić, ale Dizzy się tym za bardzo nie przejmował. Do jego największych inspiracji należał Roy Eldridge, swingowy trębacz, z którym Dizzy miał okazję zapoznać się grając w bigbandzie Teddiego Hilla. Później przeniósł się do bigbandu Lionela Hamptona, a następnie Caba Callowaya, z którego został wyrzucony po tym, jak zadźgał leadera nożem w miejsce, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Potem trafił do zespołu Earla Hinesa, gdzie zaczął się jego epizod z Parkerem. Podczas kryzysu Parkera, Dizzy utworzył swój własny bigband będący jednym z niewielu, o ile nie jedynym zespołem tego formatu, wykonującym muzykę bebopową. Gillespie był jednym z pierwszych jazzmanów, którzy zaczęli łączyć jazz z elementami muzyki latynoskiej, czego najlepszym przykładem jest znany standard pod tytułem Night in Tunisia. Po 1955 roku Gillespie założył nowy bigband z młodym, obiecującym aranżerem Quincy Jonesem. Wprowadził na scenę również młodego Milesa Davisa

*

Kolejnym prekursorem bebopu, który, a jakże, również nie ukończył żadnej szkoły, był pianista Thelonious Monk.

 

 

Styl Monka był bardzo oryginalny, o czym zadecydował jego osobliwy i niekonwencjonalny sposób wydobycia dźwięku. Tak, jak w przypadku Gillespiego, znowu mamy do czynienia z absolutnie naganną techniką gry na instrumencie, która u niejednego klasyka może wywołać oburzenie. W zasadzie można powiedzieć, że artykulacja Monka jest kompletnym zaprzeczeniem klasycznych ideałów. Traktuje on klawiaturę fortepianu tak, jakby była ona kłodą do rąbania drewna. Jego ramiona sprawiają wrażenie skrępowanych, a palce poruszają się niedbale, jakby były lekko sparaliżowane. Ich właściciel przypomina swoim frazowaniem chirurga laparoskopowego, który podczas operacji wycinania wyrostka robaczkowego przez cały czas musi zwracać uwagę na to, aby zanadto nie uszkodzić swojego i tak wyczerpanego już pacjenta. Nieustanny badacz, poszukiwacz i innowator, testujący na żywo swoje nowe wynalazki, które co prawda nie zawsze okazują się trafione, ale za to nigdy nie brzmią schematycznie. Mimo, że styl Monka może nie jest dla wszystkich przyswajalny, to na pewno jest on bardzo nowatorski. Jego geniusz polega na tym, że nikt wcześniej w taki sposób nie grał. 

 

 

Do Minton’s Playhouse Monk trafił za pośrednictwem perkusisty Kennego Clarka, jednego ze swoich pierwszych band liderów. 

 

 

To właśnie ta dwójka w głównej mierze odpowiada za fenomen tego miejsca, do którego później zaczęła przychodzić cała reszta, łącznie z Dizzym i Parkerem. Sam Clarke rozpoczął swoją przygodę z muzyką grając na werblu w lokalnej orkiestrze marszowej swojego sierocińca.

 

 

Zyskał sławę dzięki graniu w zespole Roya Eldridga. Nawiązał kontakt z Dizzym, dzięki któremu został później zatrudniony przez Teddiego HillaClarke to jeden z największych pionierów gry na zestawie perkusyjnym. Wyrobił sobie nieznane do tej pory umiejętności koordynowania kończyn, dzięki czemu udało mu się uwolnić bęben basowy od ciężaru roli pulsacyjnej. Podczas compingu stymulował za pomocą stopy partie grających solistów, wykonując na niej spontaniczne akcenty w nieregularnych odstępach (tzw. dropping bombs). Perkusję traktował bardzo osobliwie, jako instrument melodyczny o dużych możliwościach solistycznych. 
Swoją muzykalność wypracował poprzez interpretowanie na zestawie partii saksofonów. W późniejszych latach był jednym z założycieli zespołu Modern Jazz Quartet

*

Przedstawicieli bebopu można by wymieniać bardzo długo, bo była to epoka niezwykle płodna, jeżeli chodzi o instrumentalistów (bo jeżeli chodzi o wokalistów to w ogóle nie). Poza wymienionymi istotną rolę odegrali: z pianistów Bud Powell oraz Tadd Dameron, z saksofonistów Don Byas oraz Dexter Gordon, z trębaczy Fats Navarro oraz Howard McGhee, z kontrabasistów Curly Russel i Oscar Pettiford, z perkusistów Max Roach oraz Buddy Rich. 

 


*

Podsumowując, bebop nie jest muzyką dla każdego. Jest to gatunek, który wymaga od słuchacza pewnego wtajemniczenia. Jego przewaga nad swingiem polega na tym, że jest on o wiele bardziej atrakcyjny dla samych wykonawców. Na początku lat 40 dla wielu muzyków tradycyjne bigbandy swingowe przestały być obiecujące.

 

 

Bebop dawał im większą swobodę interpretacyjną, dzięki czemu mieli oni więcej satysfakcji z grania. Ktoś mógłby zadać pytanie, po co były im te wszystkie komplikacje. Po co, aż tak daleko idące rozwiązania harmoniczne, asymetryczne frazy, czy karkołomne tempa, do których nawet nie dało się tańczyć? I co ważniejsze, dlaczego ktokolwiek miałby tego słuchać, skoro muzyka i bez tego dawała sobie radę? Cały sęk w tym, że bebopu nie powinno się oceniać w kategoriach czysto estetycznych, gdyż nie jest to muzyka estetyczna. Bebop to jest sport, który polega na tym, aby rozegrać piłkę na boisku, prześcignąć innych zawodników i strzelić gola do bramki. Nie ważne w jaki sposób. Ważne żeby się przy tym nie wywrócić. Koniec ery bebopu datuje się na 1955 rok, odpowiadający śmierci Parkera.